czwartek, 28 lipca 2016

Moje doświadczenia z lotniska w Dubaju

Jak wiecie w zeszłym roku odbyłam niezwykle pouczającą wycieczkę do Japonii. Wtedy jeszcze (stare dzieje) samoloty bezpośrednie z Polski do Japonii nie latały toteż miałam przesiadkę. I to nie byle jaką przesiadkę, bo na największym lotnisku świata. Lotniku w Dubaju. Za pierwszym razem byłam tam w środku nocy, a za drugim we wczesnych godzinach porannych lecz mimo to (prawdopodobnie dzięki mojemu rozregulowanemu zegarowi wewnętrznemu) nie była śpiąca i wszystko wchłonęłam jak gąbeczka. Przejdźmy zatem do zdjęć, którym jak zawsze będą towarzyszyć moje niezwykle błyskotliwe uwagi i dopiski.

Więc generalnie, na początku wogóle nie czułam tego ogromu. Do czasu... cóż do czasu aż spojrzałam w górę i zobaczyłam to co jest na zdjęciu. Nie będę was oszukiwać- ani za pierwszym ani za drugim razem nie przeszłam całego lotniska. Nie miałam siły, ani odwagi (strachliwe to, bało się że zgubi się i ominie lot). Myślę że nie przeszłam nawet ćwierci tego wielkiego budynku. Ale widziałam jaki jest wysoki. I to widziałam w środku. To było niezwykłe, po godzinach (sześciu jeżeli dobrze pamiętam) w powietrzu, w samolocie (a więc przestrzeni zamkniętej) weszła do gigantycznego holu, który okazał się być tylko... pierwszym piętrem! Zgaduję, ze sam widok z dachu lotniska może być wspaniały i Burj Dubai (ta mega-wieżo-budynek w Dubaju) może się schować (oczywiście żartuje, niestety nie potrafię sobie wyobrazić jaki może być widok z Burj Dubai, pewnie też nigdy się nie przekonam z powodu lęku wysokości. No i braku pieniędzy).
Jak widzicie wszystko jest hmmm... świecące, ale takim przyjemnym blaskiem. Mogłoby zakrawać o kicz, ale zaskakująco (przynajmniej dla mnie) budynek wewnątrz nie jest kiczowaty. Za to zdecydowanie jest luksusowy! Widać, ze podłoga jest wyłożona naprawdę klasowym kamieniem, że te srebrzyste wstawki to niekoniecznie farba, że roślinki nie były kupione pod cmentarzem tylko wyhodowane przez ogrodników którzy wygrali wszystkie możliwe konkursy na najlepsze petunie. (btw. mówicie co chcecie, ale u nas pod cmentarzem sprzedają naprawdę śliczne kwiaty)

 Tutaj kilka zdjęć tego jak wygląda dział (jeden z działów) ze sklepami bezcłowymi. W grę wchodzą marki takie jak Lamborghini, Porsche i generalnie wszystkie Official-Shopy-Wszystkiego-Co-Drogie. I tak, sprzedają złoto w sztabkach. Nie wiem co prawda jak później to przemycają w bagażach podręcznych, ale HEJ to nie mój problem (na szczęście?????)


 Ale są też sklepy drogerie i delikatesy ze słodyczami ze wszystkich stron świata. (znalazłam moje ulubione ciasteczka szkockie, wiele miłości).
Płacić można bodajże 5 rodzajami walut, na każdym zakręcie jest kantor.
Jest też teren do "odpoczynku na łonie natury". Jak widać na zdjęciu ludzie odpoczywają tam, często drzemią (drzemią w innych miejscach też, na przykład na specjalnych fotelach przy każdej bramce, ale akurat nie mam zdjęcia). Zieleń jest naturalna, spryskiwacze włączają się automatycznie, a nieco dalej jest nawet mały wodospadzik.


Wybór restauracji jest ogromny (ja sama naliczyłam w moim "sektorze" co najmniej dwa Starbucky i trzy sushi bary...), są tańsze i droższe, ale (od razu zaznaczam) nawet te tańsze są też raczej droższe niż normalnie. Chyba bardziej opłaca się skomponować posiłek z tego co znajdziecie w delikatesach, choć w sumie pewnie cena zależy od waluty... Tak czy siak osobiście-nie stołowałam, choć mogę zgadywać że jakość posiłków (jak wszystko na tym lotnisku) jest topowa!

Na zakończenie dorzucam moją szczęśliwą twarz na dubajskim lotnisku. Może nie wyszłam zbyt korzystnie, ale w tle widać ludzików przy kolumnach i może to da wam jakieś wyobrażenie o tym jakie to jest wielkie- przypomniam to tylko jedno piętro. Wyżej jest takich jeszcze z sześć...

Do następnego posta
Kremu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz