wtorek, 29 listopada 2016

KAWA festival 21-27.11 (wrocław)

Od razu zaznaczam- nie jestem jakąś szczególną fanką kawy. Nigdy nie byłam. Po prostu ot tak czasem się napiję, kiedy mam ochotę. Do wzięcia udziału w festiwalu kawy zachęciły mnie niskie ceny, ciekawe smaki i towarzystwo ciast i słodyczy ;)
Festiwal trwał cały tydzień i brało w nim udział ponad 10 kawiarni (i kawiarnio-restauracjo-barów), ale ja ze względu na brak czasu i pieniędzy (przy czym raczej gównie pieniędzy) "kawowałam" tylko w weekend i w trzech miejscach. Co nie zmienia faktu że z chęcią ocenię te trzy gdyż uwierzcie mi- przekrój był spory...
Najpierw informacje techniczne:
~ Ze względu na bliskie odległości odwiedzone przeze mnie kawiarnie znajdują się w okolicach wrocławskiego Rynku
~kawa kosztowała 6zł, ciasto/słodki wypiek- 7zł, ale w zestawie razem kosztowały 10zł
~ciasta i kawy oferowane w ramach festiwalu raczej nie pojawiają się w codziennym menu miejsc biorących udział (a szkoda...) nawet jeśli są to "typowe" kawiarnie
~dla porównania dodaję zdjęcie wykonane przeze mnie i jego odpowiednik wykonany w ramach reklamy przez kawiarnię
~edycja tego KAWA festivalu to "z mlekiem*"

Gotowi?

No to lecimy!


Na pierwszy ogień idzie Cherubinowy Wędrowiec

Festiwalowe menu: latte z mlekiem owsianym i syropem różano-kardamonowym oraz bananafee na mące ryżowej
po lewej- moje zdjęcia; po prawej ze strony internetowej lokalu

Cherubiony Wędrowiec stoi nieco na uboczu i szczerze powiedziawszy nie byłam pewna jak tam trafić, mimo że obsługa wystawiła mini-drogowskaz z napisem "Kawa tu". Zwalam to jednak na wieczorną porę i moją słabą orientację w terenie, choć w sumie... W sumie to że jest na uboczu działa tylko na plus, bo dzięki temu (prócz rezerwacji) nie było zbyt tłoczno i można było sobie spokojnie usiąść. Na kawkę i ciasto czekałyśmy mniej więcej tyle ile czasu potrzeba do zaparzenia kawy i nałożenia na talerzyk ciasta. Kawa była wyśmienita, nie za mocna, nie za słaba, delikatne kawowe (a nie kawopodobne) latte z pysznym syropem. Chciałam pić nieco dłużej żeby można było nieco dłużej posiedzieć, ale nie mogłam przestać popijać! Za to ciasto??? Zwaliło mnie z nóg. W wegańskich wypiekach cenię to że polega się bardziej na naturalnej słodyczy owoców niż na jakichś sztucznych cukrach/ Ciasto było słodkawe (zasługa musu z daktyli) lekkie (pianka kokosowa) i miało wyraźny smak (banany). Nic dodać nic ująć i doprawdy żałuję że nie mogłam kupić więcej!
Jedyne co działa na minus to grupa seniorów z księdzem która weszła ok. 20 minut po naszym przyjściu z rezerwacją i rzutnikiem. Akurat siedziałyśmy pod ścianą na której mieli wyświetlać slajdy i ksiądz dał nam do zrozumienia że fajnie by było jakbyśmy stamtąd poszły. Na jego szczęście właśnie się zbierałyśmy tym bardziej że... grupa 10 emerytów było o wiele bardziej głośna i problematyczna (kręcili się, przenosili krzesełka bo inne niewygodne) niż grupa studentów siedzących w kącie. Myślę jednak że za zaistniałą sytuację nie można winić ani wielkości lokalu ani obsługi, no bo przecież niestety rezerwacja była.
Ogólna ocena : 10/10 (jak już wspomniałam wyżej nie biorę pod uwagę grupy radosnego seniora)



Następny w kolejności odwiedzenia (i jakości)- Lot Kury

Festiwalowe menu: jesienne cappuccino na mleku sojowym z cynamonowo-orzechową nutą oraz smoothie z mleka kokosowego i mrożonych owoców z hibiskusową posypką 
Lokal przestronny składający się z parteru i piętra (oczywiście poszłyśmy na górę, bo jako urodzona księżniczka lubię na świat patrzeć z góry). Na zamówienie nie trzeba było czekać długo i... pierwsze rozczarowanie było widoczne na pierwszy rzut oka- smoothie było malutkie! I nie widziałam nigdzie posypki hibiskusowej (nie przepadam za hibiskusem, więc w sumie to nawet na plus ;)). Na szczęście poza tym jednym- zero rozczarowań. Kawa smakowała mi bardzo, nutka orzechowa była bardzo wyraźna, ale nie gorzka. Pianka była delikatna... mmmm pycha! Smoothie (prócz wielkości) też niczym mnie nie rozczarowało. Co prawda po opisie spodziewałam się czegoś innego (więcej mleczności mniej owocowości), ale to było chyba nawet lepsze niż to co wyobrażałam sobie w głowie, Bardzo owocowe, nie za słodkie i nie za kwaskowe. Naprawdę pyszne, tym bardziej szkoda że nie było go dużo.
Ogólna ocena:  8/10 (punkt odjęte za wielkość smoothie) 


I ostatni (w każdym tego słowa znaczeniu) punkt kawowej wyprawy - VEGA

Festiwalowe menu: kawa z musem dyniowo-cynamonowym i mlekiem kokosowym oraz babeczka czekoladowa z konfiturą dyniowo-cynamonową wyrobu własnego
VEGA znam od dawna. Dużo nie-mięsożerców na pewno VEGA zna jako że to jeden z pierwszych wege-barów w Polsce. Byłam tam już kilka razy, a to na obiadku, a to na zupcę. Chcąc, nie chcąc miałam wysokie oczekiwania. Zawiodłam się po całości. Szczególnie na kawie, Była przeraźliwie kwaśna. i zanim zaczniecie gadać że kawa tak jest to uwierzcie mi- ja wiem że kawy bywają kwaśnawe i gorzkawe, a ta była tak kwaśna że krzywiła twarz. Smakowała jak pierwsza lepsza kawa firmy Tania Kawa. Masakra. Do tego obsługa nie powiedziała że syrop nie jest zmieszany z kawą i trzeba to samemu wymieszać. Niestety wypiłam pół kawy próżno starając się wyczuć nuty dyniowej- dopiero w połowie odkryłam że cały syrop zleciał na dół filiżanki. Babeczka była dobra, ale niestety w towarzystwie kwaśnej kawy nie mogła uwolnić całego swojego potencjału. Do tego w jednej z kawy znalazłyśmy kawałki plastiku. Tak, plastiku. Gdyby nie to że byłam już parę razy w VEGA i mi smakowało to więcej bym nie poszła. Choć już wiem że na kawę się tam już nigdy nie wybiorę...
Ogólna ocena: 2/10 (za babeczkę) 


Tak oto doszłam do końca tej krótkiej recenzji. Z czystym sercem polecam Wędrowca i Kurę, a co to VEGA... Tam tylko obiady.

Pozdrawiam
Kremu~




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz